Rodzina benedyktynów i historia

Kiedy wreszcie rozpoznacie ten wyjątkowy dar, jakim jest głębia i piękno wspólnot monastycznych, nigdy nie będziecie chcieli odejść. Oni wychowują i kształtują do dobrego życia. Poprzez unikalne widzenie sensu i jakości. Rozpoznacie ten skarb w benedyktyńskim stylu, w poruszeniach Ducha Świętego. Przedstawię konkretne przykłady z naszego, polskiego podwórka.
Aktualnie wracam, z niemałym zresztą zdziwieniem, do książki biograficznej benedyktyna z Tyńca, ojca Pawła Sczanieckiego, zatytuowanej „Karol van Oost. Odnowiciel życia monastycznego w Polsce”. Ze zdziwieniem, bo to historia kogoś, kto jest raczej nieznanym nikomu bohaterem. Wracam i uczę się benedyktyńskiego poczucia przynależności, celebrowania zwyczajów rodzinnych tworzących atmosferę tego domu – Tyniec jest polski i jednocześnie europejski.
Książkę napisał benedyktyn, historyk. Opisał w niej benedyktyna, bardzo jemu bliskiego. Zauważyłam wielkie oddanie i szacunek autora wobec swojego mistrza. Szacunek graniczący z uwielbieniem. Da się odczuć niemal od pierwszego zdania, jak wygląda zażyłość kochających siebie ludzi. W tym wypadku benedyktyńskich mnichów. Tak o sobie potrafią myśleć! Tak się sobą zachwycają! Zapamiętują niemal nieistotne szczegóły, które zachowuje ich wysublimowana przez ciszę i kontemplację pamięć. Czuła i trwała, oddana przyjaźni.
Dlatego ta książka koi moje nerwy. A mogło być inaczej. Mogła mnie irytować! Taka hermetyczna, nikomu niepotrzebna dziś opowieść o jakimś Belgu. Mającym fantazję i zacięcie, żeby odnowić życie monastyczne w Polsce. Tchnąć w naszą dewocyjno- ludową pobożność ducha innego. Z panoramą otwartej przestrzeni, gdzie nie ma naiwności i głupoty, tępego moralizowania, kaznodziejskich okrzyków.
Dlatego tak uspokaja ta dziwna, tkliwa narracja, bo zdaje mi się, że zaglądam do świata zakonników i odkrywam subtelne tajemnice, a nawet obsesje! Ich mistyczną wręcz miłość do tego klasztoru, w którym żyli i umierali ci sami bracia. Ci sami, z którymi całe swoje życie dzielili stół, korytarz, biblotekę, klasztor… Benedyktyni są zawsze w tym samym miejscu z tymi samymi braćmi. Razem dojrzewają, razem się starzeją i razem umierają. Benedyktyńska reguła Mistrza działa do dzisiaj i zachowuje trwałość wspólnoty lepiej niż sakrament zachowuje trwałość małżeństwa. Oby! O to się módlmy, bo bez tej wspólnoty nasze chrześcijaństwo jest nie do pomyślenia.
Magdalena Anna, Reykjavik 2024
Dodaj komentarz